Nie zmęczę Was dzisiaj nadmiernie, choć tematów przez ostatnie dwa miesiące zebrało się wiele (rozmaite kulinarne przygody w Najukochańszej Ojczyźnie, tydzień w bardzo interesującej kuchennie Owernii oraz tydzień drugi, tym razem owocowo-morski, na pograniczu francusko-hiszpańskim)
– skromność dzisiejszej Gazetki podyktowana jest problemem technicznym, spowodowanym przez podstawę istnienia naszego Portalu, czyli łakomstwo. Otóż pisze mi się trudno, bowiem ciachnęłam się głęboko w palec podczas otwierania szczególnie opornej puszki ze szprotkami podwędzanymi w oleju, przywiezionej z Najukochańszej. Z ciachniętym i oklejonym plastrami kciukiem okropnie niewygodnie stuka się w klawiaturę, a trudno przecież w kilku zaledwie zdaniach zbyć temat taki, jak kuchnia owerniacka (jedna z najstarszych i najbardziej tradycyjnych w Europie), bądź też rzetelnie opisać niezmierzone bogactwo ryb i owoców morza na Costa Brava.
Tymi tematami zajmę się zatem w najbliższej przyszłości, kiedy już zagoją się rany po polskich pysznych rybkach, a tymczasem – wystukując tekst palcem wskazującym - chciałabym tylko przypomnieć, że istnieję, zapewnić, że Wieczorna Gazetka Kuchenna znów będzie wychodzić co tydzień, a przepisów będzie stale przybywać (udało mi się nawet wpisać ze trzy nowe, zanim rzuciła się na mnie ta złośliwa puszka), oraz że bardzo się już cieszę na długą, słoneczną (miejmy nadzieję) i grzybną (miejmy jeszcze większą nadzieję) jesień. Chciałam też bardzo podziękować za życzenia urodzinowe od Drogich Czytelników, którzy życzyli mi głównie spełnienia moich własnych, sprecyzowanych w przedwakacyjnej Gazetce, życzeń (vide Moje własne życzenia urodzinowe) – a muszę przyznać, że przynajmniej część jednego udało się spełnić, gdyż sad obrodził tego roku nadzwyczajnie i miałam pełne ręce roboty przy przetwarzaniu niezliczonych porcji porzeczek czarnych i czerwonych, że o jabłkach nie wspomnę. Gorzej było natomiast ze spacerami po lesie, bo albo było duszno i gorąco, albo bardzo mokro, zimno i grząsko…
W najbliższej, przyszłotygodniowej Gazetce napiszę natomiast o moich powakacyjnych postanowieniach. Nigdy bowiem nie podejmuję żadnych postanowień noworocznych w styczniu – dla mnie nowy rok zaczyna się po wakacjach, pierwszego września i właśnie wtedy, pełna energii powstałej w wyniku naświetlania słońcem i z umysłem natlenionym spacerami, postanawiam w rozmaity sposób ulepszyć i usprawnić swoje życie. Rezultatów takich postanowień nie sposób przewidzieć, ale przecież nie w realizacji ich sens i siła…
Dla okraszenia dzisiejszego skromnego tekstu dołączam dwa zdjęcia: jeżyny z Polski i wspaniały wiejski chleb z Owernii, a z Katalonii - przepis na naprawdę cudowny czosnkowy majonez, towarzyszący tam wszelkim owocom morza:
Ailloli (przepis z bardzo starych francuskich fiszek kulinarnych) - obieramy siedem dorodnych ząbków czosnku i wkładamy je do marmurowego moździerza. Rozbijamy i rozcieramy na możliwie gładkie piure, po czym dodajemy dwa surowe żółtka i szczodrą szczyptę soli. Kropla po kropli, cały czas ucierając, dodajemy pół litra oliwy z oliwek – powinien powstać gęsty majonez. Dwa razy podczas ukręcania dolewamy po łyżeczce ciepłej wody. Kiedy majonez będzie ukręcony, doprawiamy go do smaku świeżo zmielonym pieprzem i kilkoma kroplami soku z cytryny.
Chuch jest potem nadzwyczajny!
Pozdrawiam Wszystkich nadzwyczaj serdecznie,
nieszczęsna wielbicielka polskich szprotek -
Natalka
Miałam – zgodnie z zapowiedziami – „kontynuować dalej”, jak powszechnie mawia się w mediach wszelkiej proweniencji, temat grillowania, tym razem na sposób amerykański, czyli w wymuszonym obiegu gorącego powietrza pod pokrywą. Ale moja własna Mamusia stwierdziła, że nieco już przynudzam (zawsze tak mówi, kiedy jakiś temat urasta do więcej niż dwu odcinków), i że może już dosyć tych wszystkich kotletów, sosów i kiełbasek... więcej...
Jeśli (jak ja) jesteście uzależnieni od czytania pism kulinarnych z kręgu kultury anglosaskiej, to nie ma siły – w czerwcu i lipcu obejrzycie więcej kuszących zdjęć dymiących węgli, skwierczących kiełbasek, ćwierćkilowych hamburgerów, rumianych steków i glazurowanych skrzydełek kurczaka, niż podsuwałaby Wam rozbuchana wyobraźnia nawet w okresie najsurowszego postu. więcej...
Dostałam od Przyjaciółki bardzo piękny fartuch kuchenny z napisem: Raw, burnt or cremated? (surowe, spalone czy spopielone). Nie trzeba długo myśleć, by zrozumieć kontekst, wystarczy parę skojarzeń płynących z wielokrotnie powtarzanych smutnych doświadczeń - tekst ów niewątpliwie dotyczy pasji grillowania, jaką my, Polacy, dzielimy z niektórymi innymi narodami. więcej...
Ile razy otwieraliśmy lodówkę w środku nocy, by z narastającą niecierpliwością penetrować jej rozczarowujące wnętrze? Bo przecież zanim powleczemy się do łóżka, zjedlibyśmy coś małego, najlepiej ciepłego, słonego lub ostrego, kalorycznego (no cóż), ale nie za bardzo tłustego z drugiej strony… więcej...
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mili właściciele restauracji nie tylko nakarmią tak dużą grupę o tak nietypowej porze, ale że i karta prezentuje się znacznie bardziej atrakcyjnie, niż wszystko to, co dotąd oferowało nam Nord-Pas de Calais. więcej...
To nie tajemniczy kod, to opowieść o wycieczce do krainy, w której mówi się szczególnym językiem Ch'ti, turystom podaje "le Welsh", choć czegoś takiego wśród tradycyjnych dań raczej się nie uświadczy - ale "potjevleesch" należy już najwyraźniej tylko do świata tradycji... więcej...
Motto: „Ciąg się flaku, bo nadepnę” (Filipinka, rubryka „Wejścia i odzywy”, lata 80. XX wieku) – motto nie ma żadnego sensu ani związku z treścią dzisiejszej Gazetki, jest jednak moim ulubionym powiedzonkiem z czasów młodości (wczesnej) więcej...
Pierwszą moją myślą po przeczytaniu tej książki było, że przez najbliższy miesiąc moja Rodzina będzie karmiona wyłącznie po wenecku. Oczywiście nie dałam rady – wprawdzie omlet z cukinią zyskał łagodną aprobatę, spaghetti z mulami zawsze jest w domu mile widziane, a klopsiki cielęce z szynką (pyszne!) „dały się zjeść”, to po tygodniu wcielania w życie weneckiego stylu życia, część Rodziny stanowczo zażądała kurczaczka z frytkami… więcej...
Kochani! Wielkanoc… Wielkanoc! Bardzo się cieszę i to wcale nie dlatego, że siądę do suto zastawionego stołu. Po pierwsze: czasy się zmieniły, kryzys walnął społeczeństwo po kieszeni, a i obżarstwo wyszło z mody. Po drugie: wiosna w pełni (w każdym razie w Belgii kwitną forsycje, wiśnie i magnolie, że o rozmaitych tam krokusikach i hiacyntach nie wspomnę), lato idzie i sami rozumiecie… trzeba jakoś wyglądać. Po trzecie: w domu pełnym kapryśników kulinarnych nie bardzo widzę miejsce dla obfitej i tradycyjnej kuchni. więcej...
« | Grudzień 2024 | » | ||||
Pon | Wt | Śr | Czw | Pią | Sob | Nie |
1 | ||||||
2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |
9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 |