Wnioskuję – zarówno z ilości użytkowników PieceOfCake, jak i z szarych krzyżyków w Skype - że niemal wszyscy postanowili świętować dzień Bożego Ciała poza obszarem łączności internetowej. Cóż, w Belgii nie mamy czterodniowego weekendu – wczoraj był normalny dzień szkolno-pracowy, więc i dzisiaj nie ma żadnego „mostku”. Niektórym to dobrze… Nie zazdrośćmy jednak (i tak jest zimno i pada)… A jeśli już, to tylko trochę…
Do rzeczy jednak – skoro uwaga drogich Czytelników i tak zwrócona jest w inną stronę (las, plaża, knajpa, żagielek, rowerek itp.), WGK dostosowuje się do wymagań i będzie dziś mało błyskotliwa, za to konkretna. Mało błyskotliwa – żeby nieobecni nie czuli się pozbawieni weekendowej lektury, a konkretna – żeby ci, którzy pozostali jednak w kuchniach, mogli zrobić coś smacznego, nie przepracowując się zanadto. Konkretnie mam na myśli marynowanego łososia, czyli gravadlaxa – w kilku wersjach.
Co jakiś czas napada mnie ochota na ten skandynawski przysmak, a że nie zawsze jest IKEA pod ręką, muszę sobie radzić sama. I dobrze, bo domowy gravadlax (druga wersja leksykalna to gravlax) jest naprawdę znakomity, lepszy o wiele od jakiejkolwiek produkcji masowej. Przepisów nań mam kilkadziesiąt, ale po raz pierwszy robiłam go w wersji ortodoksyjnej, według oryginalnego norweskiego (od znajomej Norweżki Bente), acz oczywiście z własnymi modyfikacjami. I otóż:
ryba do gravadlaxowania powinna ważyć około 2 kg i należy zrobić z niej 2 filety ze skórą, usuwając jak najwięcej ości (tu pierwsza modyfikacja – moja ważyła niecały kilogram, bo też i była już filetem). Teraz mieszanka marynująca: równe części cukru i soli (na ten niecały kilogram wzięłam po 50 g) oraz pieprz mielony – jaki nam dusza podpowiada, w ortodoksyjnym oryginale jest biały, ja wzięłam czarny cytrynowy i to raczej dużo. Półmisek szklany albo porcelanowy wykładamy folią plastikową, zostawiając po brzegach tyle, żeby cała ryba dała się potem zawinąć. Na folii kładziemy dużo świeżego koperku. Teraz bierzemy pierwszy filet i z obu stron nacieramy go porządnie mieszaniną cukru, soli i pieprzu. Kładziemy go na folii z koperkiem skórą do dołu. Posypujemy kolejną porcją koperku. Tak samo (czyli z obu stron) nacieramy drugi filet i kładziemy go na pierwszym – stroną mięsną do mięsnej, czyli skórą do góry (to dla niewprawnych kuchennie). Skrapiamy wódką czystą lub koniakiem (tu druga modyfikacja – nie posiadając nic z tych rzeczy, skropiłam tequilą – różnica była nie do zauważenia) i kładziemy trzecią już porcję koperku, po czym całą rybę zawijamy porządnie w folię plastikową spożywczą. Kładziemy teraz na wierzchu jakiś talerzyk i 1-kg obciążenie (dużą puszkę na przykład), po czym na 24 godziny zostawiamy w temperaturze pokojowej. Tu – już nie w nawiasach, tylko z całym naciskiem – następuje modyfikacja trzecia, wynikająca z mych podejrzeń, iż temperatura pokojowa w Norwegii może być ciut niższa, niż w Belgii. Niepokoi mnie także znana skłonność Skandynawów do kiszenia ryb w beczkach, zakopywania ich w ziemi, czekania, aż same wejdą na talerz itp., mam zatem wrażenie, że mój stosunek do pozostawienia surowej ryby w temperaturze 22 stopni na czas dłuższy może być inny od skandynawskiego... Rozumiem jednak, że ma to służyć lepszemu rozpuszczeniu się soli wraz z cukrem. W każdym razie mój jednak-nie-do-końca-norweski-gravlax marynował się przez 48 godzin wyłącznie w lodówce. W czasie marynowania nie od rzeczy jest raz czy dwa rybkę odwrócić, wylewając przy okazji powstały płyn.
No a potem oskrobujemy go z soli i koperku (można też szybko opłukać) i kroimy skośnie w poprzek włókien na jak najcieńsze plasterki, odcinając mięso od skóry – ponieważ łosoś po zgravadlaxowaniu zmienił konsystencję i stał się bardziej zwarty, idzie to nadspodziewanie łatwo. Kładziemy plasterki na półmisku, posypujemy świeżym siekanym koperkiem, dodajemy ćwiartki cytryny i słodki sos musztardowy, też z koperkiem – co ciekawe, Bente twierdzi, że ten tradycyjny sos robi się z syropem odlanym z puszki ananasa. Spróbować zawsze można. Resztę łososia – jeśli nie damy rady całemu - zamrażamy.
Teraz modyfikacje: gravadlax po tajsku (!). Na 2 filety z łososia – ze skórą i od tej strony zwężającej się w ogon – o wadze razem do kilograma, bierzemy 4 łyżki cukru, 4 łyżki grubej soli morskiej, łyżkę świeżo zmielonego pieprzu, pęczek świeżej kolendry (siekamy), dużą czerwoną papryczkę chilli (też siekamy, pozbawiwszy uprzednio ogonka i nasionek) oraz kawałek świeżego imbiru o długości 2-3 cm (obieramy i ścieramy na tarce). Dalej podobnie: wszystkie składniki marynaty mieszamy, łososia kładziemy skórą do dołu w szklanym naczyniu, na mięsie rozkładamy marynatę, przykrywamy drugim płatem ryby i owijamy całość folią plastikową. Obciążamy i wstawiamy na 24 godziny do lodówki. Potem normalka: kroimy w plastry i układamy na półmisku. Podajemy z sosem: mieszamy razem 2 łyżki sosu sojowego, sok z połowy limetki, łyżkę octu ryżowego, 2 łyżeczki płynnego miodu i posiekaną papryczkę chilli. I już.
Albo jeszcze inny – nazwijmy go „śródziemnomorskim”. Wszystko tak samo, tylko składniki marynaty są następujące: 100 g morskiej soli, 100 g jasnobrązowego cukru, skórka starta z pomarańczy, 2 połamane w kawałeczki anyżki gwiazdkowe i 3 łyżki pastisu (lub wódeczki czystej, zwykłej). Marynujemy przez 24 godziny, opłukujemy z marynaty (soli i cukru było dość dużo i prawdopodobnie nie wszystko się rozpuści), a potem podajemy na sałacie (mieszanej, z dodatkiem różnych ziółek), z sosem: ukręcamy razem sok z pomarańczy (tej, z której przedtem starliśmy skórkę) z płaską łyżką musztardy z Dijon, łyżką octu z cydru, kilkoma łyżkami oliwy oraz solą i cukrem do smaku.
Jeszcze jeden przepis już mi się nie zmieści, ale możecie nań po prostu kliknąć: Łosoś korzennie marynowany. I jeszcze sos (do tej wersji ortodoksyjnej): Sos do gravadlaxa.
Serdecznie pozdrawiam
Natalka
Pośpiech zaś wynika nie tylko z ogólnego, właściwego naszym czasom, zaganiania, ale również tego, że dzisiaj wieczorem mam doroczną kolację mojego Klubu Pań jadających Lunche i Wymieniających Przepisy. (Już chyba o nim pisałam, a jeśli nie, to nadrobię to w tak zwanej przyszłości). Na tę kolację zapraszamy też Mężów, trzeba więc zrobić wszystko podwójnie, zaś desery nawet i potrójnie... Ja w tym roku robię jedną z przystawek - konkretnie Jajka faszerowane po polsku - i muszę nafaszerować 45 połówek jajek na twardo. Sami widzicie, nie w kij dmuchał. więcej...
Ostatnio przeczytałam dość dużo artykułów o nowych trendach w sztuce jedzenia. Odsuńmy na bok te, które wywołane zostały Wielkim Kryzysem, o nich będzie się jeszcze dużo mówić. Dzisiaj napisałam o tych trendach, które rządzą modą kuchenną od kilku już lat, obecnie zdają się osiągać apogeum, a zatem panować będą nam miłościwie jeszcze przez jakiś czas. Jeśli więc dotąd nie byliście trendy, to na co czekacie?! Ostatnia chwila! więcej...
Ciocia przegląda menu i przyznaje, że wszystkie dania wyglądają na smaczne, ale my wiemy dobrze, że mówi to tylko po to, by podkreślić, jak wielką przyjemność sprawia jej samo PRZEGLĄDANIE tego menu. Przecież już od porannej szklanki herbaty Ciocia wie doskonale, że zamówi smażoną rybę. więcej...
Doszliśmy właśnie do dań głównych komunijnego przyjęcia – i choć zasadniczo jestem zwolenniczką poprzestania na zakąskach zimnych i ciepłych, rozumiem wszak, iż bardziej konserwatywnie nastawiona część Rodziny może domagać się czegoś konkretnego, a nie tam panie tego, jakichś kanapeczek i zupek. więcej...
Czas na konkrety: komunijne przystawki, zupy i sałatki (dania główne i desery zostawimy sobie na przyszły tydzień), wraz z sugestią, co podać z czym, żeby uniknąć syndromu „mydło i powidło”. więcej...
Na pierwszokomunijny obiad podałam zupę szczawiową (doprawioną cytryną, gdyż belgijski szczaw w ogóle nie jest kwaśny!) i jajka faszerowane w skorupkach, potem kurczęta pieczone z nadzionkiem, młode kartofelki, sałatę i mizerię, borówki, a na deser lody waniliowe i truskawkowe ze świeżymi truskawkami oraz bezy. Menu iście polskie, każdy rozgarnięty narodowiec by mnie pochwalił... więcej...
Wszystkiego dobrego z okazji Świąt Wielkanocnych 2009 oraz kilka spraw organizacyjnych więcej...
Po miesiącach sałatki z brukselki z cebulą, białej rzodkwi ze śmietaną i kiszonej kapusty z marchewką chcę znowu jeść małe różowe rzodkieweczki z solą i masłem, mizerię z pachnących ogórków z jeszcze lepiej pachnącym koperkiem, młodą marchewkę ze świeżymi ziołami... więcej...
"Polacy mają reputację narodu o zdrowym apetycie i dużej odporności na alkohol. Na śniadanie tradycyjnie podaje się mięsa na zimno lub wędliny, podczas gdy wieczorem jada się dania z ziemniaków z zsiadłym mlekiem, kluski, placki i duże ravioli podawane w zupie..." więcej...
« | Grudzień 2024 | » | ||||
Pon | Wt | Śr | Czw | Pią | Sob | Nie |
1 | ||||||
2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |
9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 |