W ostatni weekend Starsze Dziecko udało się z amerykańskimi kolegami na biwak, a konkretnie na jeden z wojennych cmentarzy w Ardenach, by spełnić swe patriotyczne skautowskie powinności z okazji Memorial Day: wciąganie flagi (Stars and Stripes, rzecz jasna) na maszt, warta honorowa przy mauzoleum, składanie wieńców, opieka nad weteranami. A potem regularny biwak z „hobo packs”, czyli hamburgerowym mięsem i ziemniakami zawiniętymi razem w folię aluminiową, pieczonymi w żarze ogniska. Męska rzecz.
Skoro zatem Starsze Dziecko miało jak rozładować nadmiar testosteronu, postanowiliśmy zaspokoić również potrzeby Dziecka Młodszego, konkretnie potrzebę piękna, przepełniającą tę wrażliwą, dziewczęcą, artystyczną duszę (złotej medalistki w karate w zawodach klubowych i zdobywczyni pucharu, tak przy okazji…). Udaliśmy się zatem do rozarium, w niedalekim Sint Pieters Leeuw – trzy tysiące odmian róż, trzydzieści tysięcy krzaków, trzysta tysięcy kwiatów.
Choć nie wszystkie jeszcze róże były w pełnym rozkwicie, ogród – otaczający rozkoszny, typowo belgijski zameczek na wodzie – był nieprawdopodobny! Wszelkie możliwe kolory (fioletowy!), rozmiary, kształty kwiecia, a nad tym wszystkim delikatny, lecz stanowczy zapach różanego olejku. Nie wiem, czy zauważyliście, że pojedyncze róże przeważnie pachną jabłkami, dopiero wydestylowany zapach wielu kwiatów daje ten charakterystyczny aromat, kojarzony powszechnie z różą.
W połowie różanego spaceru przypomniał mi się cytat z Érica-Emmanuela Schmitta: „Jedna róża to piękno. Dziesięć róż to coś drogiego. Sto róż to nuda. Tysiąc róż, kapujesz?”* Nie będę przerabiać mistrza, ale aż pcha się na myśl uwaga: A cóż dopiero trzysta tysięcy… Ostatni fragment rozarium, ogród róż japońskich, zwiedziliśmy zatem już nieco pobieżnie.
Przez kilka kolejnych dni świat pachniał mi różami, co tylko na pierwszy rzut oka (nosa) może się wydać atrakcyjne – w końcu lepiej różami, niż kapustą – na dłuższą metę jest jednak męczące. Przypomniał mi się zatem kolejny cytat: „Wszystkie słodycze Bułgarii czy Grecji pachną różą i ja tego nie cierpię, ale Ojciec uparcie twierdzi, że prawdziwe pączki to tylko z nadzieniem z róży!” Cytat pochodzi z książki Marii Iwaszkiewicz „Z moim Ojcem o jedzeniu” (Wydawnictwo Literackie Kraków 1980), a Ojciec to oczywiście sam Jarosław Iwaszkiewicz. Który to Ojciec ma zresztą, moim zdaniem, rację – prawdziwe pączki muszą smakować różą. Nadziewanie pączków byle jaką mazistą marmoladą kojarzy mi się z czasami słusznie minionymi, natomiast nowobogackie nadzienie z ajerkoniaku jest absurdalne – po co łączyć w jednym tłuste i słodkie ciasto z tłustym, słodkim i mdlącym środkiem?! Nadzienie z różanej konfitury nadaje pączkom posmak luksusu, lekko sentymentalny, kwiatowy, ożywczy, a poza tym jest z gruntu uzasadnione historycznie – wszelkie te tłuste, słodkie, smażone w głębokim tłuszczu specjały przyszły wszak do Najjaśniejszej z południowo-wschodniego kierunku kulinarnego, z Turcji konkretnie. A tureckie słodycze w istocie pachną różą – ciasteczka z ciasta kadayif nasączane są różanym syropem, rachatłukum pachnie różanymi płatkami, do deserów dodawana jest woda różana… I muszę tu wyznać zupełnie niepatriotycznie, że najlepsza konfitura z róży jest właśnie turecka.
Konfiturę z płatków róży można zrobić własnoręcznie. Trzeba tylko mieć odpowiednią ilość niepryskanych róż, w dodatku właściwego gatunku – tu kolejny cytacik: „Na konfiturę nie można użyć róży zwanej centofolia ani żadnego innego gatunku prócz róży zwanej cukrową, której kolor jest mocno różowy, a ona sama dość pełna i szerokie ma liście. Taką różę obrywa się z liści, gdy już rozwinięta (…)”, pisała Lucyna Ćwierczakiewiczowa, pod określeniem „liście” mając na myśli „płatki”. Wincentyna Zawadzka ma jednak w tej sprawie inne zdanie: „”Obrać z róży niezupełnie rozkwitłej same listki (…)”.
Jeżeli zatem dysponujemy odpowiednią ilością płatków odpowiedniego gatunku róży, w odpowiednim stopniu rozwinięcia pąków (przychylając się do zdania jednej lub drugiej czcigodnej Autorki), możemy zrobić konfiturę na kilka sposobów, a wszystkie będą rozkosznie staroświeckie (gramatyka, składnia oraz pisownia oryginalne):
„Konfitura z róży. Specjalny gatunek róży czerwonej zwanej cukrową, obrać starannie każdy listek z białych końców i żółtych środków, zważyć ją, a następnie sparzyć wrzącą wodą, aby z niej gorycz wyszła i odcedzić na sito. Gdy dobrze z wody osiąknie, skropić ją cytryną dla nabrania napowrót różowego koloru i kwaskowatego smaku, rozskubać listeczki palcami i wrzucić do gorącego, gęstego syropu zrobionego z 4 funtów cukru, licząc na 1 funt róży. (Jeśli róża ma być nie do jedzenia, lecz tylko do ciasta, można dać cukru tylko 3 lub 2 funty). Pozostawić w nim różę do następnego dnia, potrząsając parę razy naczyniem i mieszając łyżką, aby listki pojedynczo się rozdzieliły. Nazajutrz smażyć na wolnym ogniu, aż róża nabierze przeźroczystości, wyszumować i zimną złożyć do słoi”. Maria Monatowa.
„Konserwa z róży od kaszlu. Różę, obraną jak do smażenia, utłuc z cukrem w moździerzu, aż się obróci w masę i smażyć ją na wolnym żarze, aż klejkość się znajdzie. Tak zgęstniałą i ostudzoną masę rozwałkować na stolnicy na grubość konserwy, pokrajać i trzymać w suchym miejscu”. Wincentyna Zawadzka tym razem.
„Róża tarta do ciasta. Konfitura z róży jest najsmaczniejsza do ciasta. Aby w smażeniu nie zatraciła swego pięknego zapachu, można z niej zrobić na surowo konfiturę tartą. Przygotować różę jak poprzednio, a po sparzeniu wycisnąć ją dobrze rękami, rozskubać trochę i skropić cytryną. Gdy nabierze koloru, włożyć do donicy i ucierać wałkiem z cukrem miałkim, licząc 2 funty na 1 funt róży, aż się zrobi z niej zupełnie gładka masa. Potem złożyć do słoja i używać w miarę potrzeby do ciasta”. Znów Maria Monatowa.
Ale na koniec dzisiejszej różanej rozprawki przepis na zgoła co innego:
„Sposób robienia wody różannej, na oczy bardzo skutecznej. Świeżej róży kwiatu dobrze rozkwitniętego kwart cztery do butla szklannego wsypać, nalać w niego wódki okowitej bez anyżu kwart dwie i zatkać dobrze, aby nie wietrzało. Postawić na słońcu i mieszać co dzień raz przez trzy dni. Czwartego dnia wlać do tejże wódki wody trzy kwaterki rzecznej, zmieszać dobrze, zatkać i niech znowu stoi na słońcu dni dwadzieścia cztery. Po których upłynionych przecedzić trzeba tę wódkę przez chustę niekrochmalną i trzymać ją w dobrze zatkanym naczyniu szklannym. Co dzień przemywać oczy słabe. Będzie ona gryźć w oczy, to znak, że pomaga. Róża biała bierze się, ale i czerwona dobra”. „Spis sekretów kulinarnych Stefana Swieżawskiego”, Wydawnictwo Znak Kraków 2005.
Pozdrawiam drogich Czytelników niezwykle serdecznie, życząc, by zawsze mieli co do „butla szklannego” wsypać, żeby woda rzeczna nadawała się do spożycia, i żeby w oczy nic nie gryzło!
Ukłuta różanym kolcem
Natalka
*Aby być dokładną, cytat podaję za Wikicytaty. Éric-Emmanuel Schmitt, „Kiedy byłem dziełem sztuki”, Znak 2007
PS. Wszystkie zdjęcia mojego skromnego autorstwa.
Wspomniałam w zeszłym tygodniu, że jakiś czas temu zgodziłam się poprowadzić „warsztaty kulinarne” na temat polskiej kuchni w – nazwijmy go tak umownie – Międzynarodowym Klubie Pań. Nie jestem wielką amatorką własnych występów publicznych, co więcej – nie czuję się specjalistką w dziedzinie naszej kuchni narodowej, zdecydowanie preferując rozmaite risotta i pasty, sushi i sashimi, bouillabaisse i bourride, a przede wszystkim tajskie curry z krewetek. więcej...
Drodzy moi, po tygodniach odzyskani, Czytelnicy i PieceOfCakeowicze! Wybaczcie, proszę, długą przerwę w naszych kontaktach – nie była ona zamierzona, zaraz po powrocie z Ojczyzny Najukochańszej miałam jak najszczerszy zamiar rzucić się z głową w kulinarne, literackie i towarzyskie odmęty naszego portalu. Biednemu jednak zawsze wiatr w oczy (a bogatemu to i byk się ocieli…) i po powrocie mój komputer po raz kolejny odmówił współpracy. więcej...
Co się zaczęło, wypadałoby skończyć. Co się zaczęło, można również kontynuować. Dzisiaj będzie i tak, i tak, czyli najpierw na jedną nóżkę, a potem na drugą. więcej...
Tydzień temu opisywałam, jak cudem niemal uniknęłam zatopienia w gorących falach alpejskich serów, skądinąd znakomitych (Gruyère, Beaufort, raclette., Tomme de Savoie, Abondance i tak dalej, a wszystkie nie tylko dobre, ale i z AOC, co gwarantuje jakość nawet w naszych wystandaryzowanych czasach), ciężko jednak strawnych w formie płynnej. więcej...
Wróciłam! Przeżyłam! Jestem! Moje obawy, te wyrażane w poprzedniej Gazetce, szczęśliwie okazały się płonne, nasza kochana Cytryna zachowała się pod względem technicznym (oraz każdym innym) niezwykle lojalnie, a nawet udało mi się nie spaść w żadną z licznych przepaści, nad którymi uparcie prowadził mnie niejaki Dżi-pi-es – zupełnie niepotrzebnie, bo była też znacznie wygodniejsza droga, co okazało się po konfrontacji z poczciwym i zasłużonym, choć najwyraźniej odchodzącym na emeryturę, atlasem. więcej...
Kochani! Dzisiaj Gazetki właściwie nie będzie – siedzę już na walizkach, nerwowo sprawdzając, czy aby na pewno wszystko spakowałam… Jadę właśnie na tydzień w góry, pohasać jeszcze chwilę na śniegu, jak co roku o tej porze. Tym razem jednak jadę sama z Dziećmi, gdyż Mąż Nieszczęsny z powodów zawodowych musi zostać w Brukseli! więcej...
Po przedostatniej Gazetce (Instytucja jadłospisu, czyli o karmieniu sterowanym odgórnie) dostałam dwa maile. Nie jest to może ilość porażająca, ale postanowiłam właśnie na nich oprzeć dzisiejszą Gazetkę, bowiem za nic nie chciałabym wywołać wrażenia, że się do mnie pisze, a ja nie reaguję, ergo - lekceważę głos Czytelnika/Czytelniczki. Absolutnie bym nie chciała, gdyż nic nie lekceważę, wręcz przeciwnie – głęboko poważam. więcej...
Kochani, Wy nic nie wiecie, a tu o mało co nie byłoby w ogóle Gazetki ani dzisiaj, ani w najbliższej – całkiem zapewne dłuższej – przyszłości! Otóż Młodsze Dziecko zażyczyło sobie onegdaj sprawdzenia, czy rzeczywiście Mona Lisa jest mężczyzną, oczywiście w jedyny możliwy współcześnie sposób, czyli za pomocą internetu – w dostępnych albumach nie było to dostatecznie wyraźne, zresztą to rzeczywistość wirtualna rządzi dziś światem i nie mnie z tym polemizować. więcej...
Motto: W układaniu jadłospisu uwzględnia się do pewnego stopnia upodobania smakowe członków rodziny, należy jednak nauczyć wszystkich zjadania wszystkiego co jest do spożycia przygotowane. Ma to duże znaczenie wychowawcze i zdrowotne, a także ułatwia gospodyni organizację i wykonanie pracy związanej z przyrządzaniem posiłków.* więcej...
« | Grudzień 2024 | » | ||||
Pon | Wt | Śr | Czw | Pią | Sob | Nie |
1 | ||||||
2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |
9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 |