W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies. Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies.
X

Piece of cake

Jesteś w: Przepisy kulinarne / Gazetka / Ciocia w restauracji

Menu


Wasze komentarze

Ciekawostki i specjały kulinarne wprost do Twojej skrzynki. Podaj adres e-mail:


Partner

Dodaj Gazetkę do Google


Wieczorna gazetka kuchenna


Ciocia w restauracji

Ciocia przegląda menu i przyznaje, że wszystkie dania wyglądają na smaczne, ale my wiemy dobrze, że mówi to tylko po to, by podkreślić, jak wielką przyjemność sprawia jej samo PRZEGLĄDANIE tego menu. Przecież już od porannej szklanki herbaty Ciocia wie doskonale, że zamówi smażoną rybę.

Dzisiejszy tekst nie jest mój, niestety. Ja go tylko przetłumaczyłam.
Przeczytałam bowiem ostatnio pasjonującą książkę o brytyjskiej kuchni. Nie, nie o historii tejże (skądinąd ciekawej), nie o dzisiejszych szefach kuchni, otoczonych sławą równą sławie gwiazd popu i futbolu; w książce tej brak także przepisów. Nigel Slater, autor, jest powszechnie lubianym brytyjskim pisarzem kulinarnym – człowiekiem łagodnym, kulturalnym i oczytanym (na oko czytelnika przynajmniej). Książka nosi tytuł „Jedząc za Anglię. Rozkosze i dziwactwa Brytyjczyka za stołem” i jest zbiorem ponad dwustu trochę jakby opowiadań, trochę haseł leksykonowych, a trochę – jeśli wolno mi tak to określić – takich naszych „Gazetek” :-). O hasłach (felietonikach) dotyczących konkretnych dań, jedzonek, kulinarnych produktów napiszę za tydzień lub dwa, dzisiaj chciałabym tylko, żebyście przeczytali jedną z historyjek Nigela Slatera. Historyjkę pod tytułem

Lunch na przedmieściu:

Ciocia Elvie potrzebuje rozrywki. Ciocia spisała testament, a my mamy samochód. Taki niepisany układ. Warto pomóc jej wygrzebać się z samochodu, a potem wdrapać po siedmiu schodkach prowadzących do restauracji (jeden krótki kroczek na raz i odpoczynek po każdym schodku), by odsunąć od siebie poczucie winy. Dopiero trzeci raz w tym roku zabieramy ją dokądkolwiek.
Jedziemy do pubu, który wieczorem pełen będzie młodych i nie-takich-już-młodych wielbicieli piwa i Bacardi Breezer’ów, ale w czasie lunchu jest to miejsce ciche, niemal śmiertelnie ciche – przy stolikach siedzą jedynie trzy pary. Panowie pod krawatem i w kardiganach, panie zaś – sądząc po uczesaniach – poświęciły sobie przed wyjściem wiele uwagi, zbyt wiele nawet. Kelnerzy są odpowiednio gościnni, niemal serdeczni, a muzyka jest tak cicha, że nie wystraszy Cioci, choć ta pewnie by i doceniła parę największych przebojów Shirley Bassey, gdyby tylko była w stanie je dosłyszeć.
Stoły są tak wypolerowane, jak dywany odkurzone, na ścianach lśnią miedziane ozdoby, a nawet rozpalono w kominku – chociaż przy bliższej inspekcji okazuje się, że kominek jest z tych nowoczesnych, gazowych, które nie wymagają ani dokładania do ognia, ani wymiatania popiołu. Zamawiamy piwo z lemoniadą i wódkę – też z lemoniadą. Ciocia pije sherry w kolorze mahoniowych mebli. Menu wypisane jest na laminowanych kartkach, zaś na czarnej tablicy przy barze dumnie ogłaszają się Dania Dnia, będące, jak podejrzewamy, także daniami z wczoraj.
W menu jest „domowa zupa” (choć nie piszą, jaka), pieczony kurczak lub takaż wołowina z „tradycyjnymi dodatkami”, kotlety jagnięce z grilla i filet z płastugi – z grilla lub smażony – z cytryną. (…) Przez chwilę igram z pokusą, by na główne danie zamówić „ wegetariańskie lasagne”; zastanawiam się jednak głębiej, bo przecież „pieczone mięso” zbyt jest kuszące, by zrezygnować z niego na rzecz czegoś, co niewątpliwie pochodzi z gotowej mrożonki. Ciocia przegląda menu i przyznaje, że wszystkie dania wyglądają na smaczne, ale my wiemy dobrze, że mówi to tylko po to, by podkreślić, jak wielką przyjemność sprawia jej samo PRZEGLĄDANIE tego menu. Przecież już od porannej szklanki herbaty Ciocia wie doskonale, że zamówi smażoną płastugę.
Kelner przynosi nam koszyk z pieczywem – bułki nie są ani białe, ani ciemne, coś jakby pół na pół – podkreślając z naciskiem słowo „ciepłe”: „Czy mają państwo ochotę na ciepłe bułeczki?” Biorę więc tę bułeczkę, po czym okazuje się, że zupę (jarzynową, gdyby to kogoś ciekawiło) podają także z bułką, więc mam już teraz dwie ciepłe, ni to białe, ni to ciemne bułki i muszę sobie jakoś z nimi poradzić.
Jemy więc ten obiad, wymieniając komentarze: „Jak tu miło, prawda?” i „Chyba zmienili zasłony od ostatniego razu, kiedy tu byliśmy” przez nieskończone dwie godziny, przesuwając po talerzu kawałki smażonej płastugi, ogromnej jak latawiec, pogryzając całkiem niezłe frytki. Do ryby podali oczywiście groszek i jeszcze pół pomidora przyozdobionego rzeżuchą. Na deser bierzemy „domowe” ciasto, budyń i crème caramel. Kiedy przy płaceniu rachunku pada pytanie: „Gotówką czy kartą kredytową?”, Ciocia odpowiada ostro: „Gotówką, nie potrzebujemy żadnych kredytów!”, kompletnie nie pojmując zasad świata rządzonego kartami American Express.
Teraz jeszcze kolejny seans schodzenia po schodach, poprzedzony kwadransem w toalecie, gdzie Ciocia i tak tylko pudruje sobie nos, i powolutku jedziemy do domu. Ciocia mówi, jak bardzo by chciała, byśmy częściej robili takie wypady. „Koniecznie” – odpowiadam, starając się, by w moim głosie było jak najwięcej entuzjazmu. „Koniecznie”.

Nigel Slater „Eating for England. The Delights and Eccentricities of the British at Table”, Fourth Estate, Londyn 2007

Kochani! Spisała Ciocia ten testament, czy nie, lubi Ciocia smażoną rybę, czy woli naleśniki z serem, pije sherry czy już tylko mleko – zróbmy Jej taką przyjemność chociaż trzy razy do roku. Ciocia odejdzie za parę lat z poczuciem bycia zadbaną, kochaną i uważaną za Kogoś. Kogoś, kto jada w prawdziwych restauracjach i pija kawę z ciastkiem w cukierniach Wielkiego Świata. Pamiętajmy, żeby zabrać Ciocię do restauracji, w której podają znajome Jej dania – nie próbujmy już Jej oświecać, pokazywać nowych wymiarów kuchni świata, zmuszać do naszych ulubionych sushi. Ciocia będzie szczęśliwa jedząc z nami kotlecik z piure i marchewką, a kawałek sernika na deser urośnie w Jej opowiadaniach do rozmiarów podwieczorku u samej Królowej. I pamiętajmy, by włożyć maksimum umiejętności aktorskich w wyrażenie entuzjazmu, gdy odpowiemy „Koniecznie!” na nieśmiałą ciociną sugestię, by taki obiad powtórzyć.

A wówczas wiele naszych słabości i zaniedbań zostanie nam odpuszczonych.

Pozdrawiam
Natalka




Podziel się linkiem: