W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies. Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies.
X

Piece of cake

Jesteś w: Przepisy kulinarne / Gazetka / Wiosennie – o zmiennej pogodzie, Pierwszej Komunii i tortowej katastrofie (część trzecia i nareszcie ostatnia)

Menu


Wasze komentarze

Ciekawostki i specjały kulinarne wprost do Twojej skrzynki. Podaj adres e-mail:


Partner

Dodaj Gazetkę do Google


Wieczorna gazetka kuchenna


Wiosennie – o zmiennej pogodzie, Pierwszej Komunii i tortowej katastrofie (część trzecia i nareszcie ostatnia)

Doszliśmy właśnie do dań głównych komunijnego przyjęcia – i choć zasadniczo jestem zwolenniczką poprzestania na zakąskach zimnych i ciepłych, rozumiem wszak, iż bardziej konserwatywnie nastawiona część Rodziny może domagać się czegoś konkretnego, a nie tam panie tego, jakichś kanapeczek i zupek.

Kiedy człowiek mieszka w Belgii, to o pogodzie może konwersować nieustannie – w tym roku chociażby mieliśmy w styczniu minus piętnaście stopni, co spowodowało zbiorową panikę, zamykanie szkół i barykadowanie się w domach. W domach zresztą było wściekle zimno, gdyż ogrzewanie, zupełnie nie przyzwyczajone do takich mrozów, nie dawało rady, a ściany belgijskich domów nie są ocieplane. W dodatku spadł śnieg i utrzymał się przez kilka dni – przyszli badacze życia codziennego w Europie XXI wieku będą zadziwieni ilością zdjęć pod tytułem „Ogródek w śniegu AD 2009”, odnalezionych na terenach dawnego Beneluxu…

Mróz mrozem, dawno minął (choć pojawia się jeszcze w konwersacjach w charakterze dyżurnej traumy) i czas zająć się wiosennymi sprawami – choć pogoda w istocie wchodzi w paradę, gdyż wczoraj mieliśmy porządną burzę z gwałtowną ulewą (ooo, właśnie Mąż wrócił z pracy i powiedział: „ No cóż, pogodę mamy zmienną”)… Sezon komunijny akurat osiągnął półmetek, może więc jeszcze komuś przyda się parę biało-zielono-różowych propozycji.

Doszliśmy właśnie do dań głównych komunijnego przyjęcia – i choć zasadniczo jestem zwolenniczką poprzestania na zakąskach zimnych i ciepłych, rozumiem wszak, iż bardziej konserwatywnie nastawiona część Rodziny może domagać się czegoś konkretnego, a nie tam panie dzieju, jakichś kanapeczek i zupek.

Danie główne z takiej okazji może być na przykład upieczonym w folii łososiem, podanym z masłem koperkowym, piure ziemniaczanym, groszkiem i świeżym szpinakiem w liściach – elegancko, pięknie i z klasą. Jeśli zależy nam akurat na dobrych relacjach z najstarszą częścią Rodu, robimy kulki z mielonego kurczaka lub indyka w sosie koperkowym – są nie tylko doskonałe, ale też dobrze świadczą o naszej trosce o starsze pokolenie wraz ze stanem jego uzębienia (kulki podajemy w towarzystwie ryżu z groszkiem i tartej rzodkiewki ze śmietaną)… A może filety z łososiopstrąga na brokułach w sosie serowo-śmietanowym z młodymi ziemniaczkami (do tego sałata mieszana, z udziałem listków radicchio)... Jeśli, przytłoczeni środkowoeuropejską pogodą, oddamy się wakacyjnym tęsknotom, możemy zrobić pieczoną fetę ze świeżymi ziołami, z sałatką z ogórków i sałatką z pieczonych buraków z jogurtem i czosnkiem – nastrój śródziemnomorski gwarantowany. Albo kozi serek zawinięty w szynkę parmeńską, podany na gorąco na liściach sałaty z sosem borówkowo-śmietanowym. Ale tu znów niepokojąco zbaczam w stronę dań małych, a mieliśmy wszak poświęcić się godziwemu nakarmieniu rodziny.

Jeśli zatem Rodzina jest rybolubna, doskonale sprawdzą się: Łosoś z sosem ziołowym, Łosoś w sosie szczawiowym lub Łosoś z sosem cytrynowo-kaparowym. Jeśli jednak rybka w żaden sposób nie usatysfakcjonuje Czcigodnych Gości, pozostaje nam: Kurczak w zielonej pietruszce, Cielęcinka z sosem cytrynowym lub Cielęcina w sosie kaparowym. Do wszystkich tych dań pasuje zarówno Ryż po meksykańsku, jak i Champ czyli irlandzkie piure, a już naprawdę luksusowo i pysznie byłoby zrobić Kluseczki ze świeżego szpinaku... Właściwie to świetny pomysł - choć żadnej Pierwszej Komunii akurat w tym roku nie obsługuję, chyba zrobię w niedzielę tego kurczaka w pietruszce i szpinakowe kluseczki.

Jeśli Rodzina nasza skłonna jest do przygód (kulinarnych chociażby), wychodzimy tym potrzebom naprzeciw i podajemy Piersi z kury w sosie z orzeszków pistacjowych (pomijając morele) lub Eskalopki cielęce z różowym pieprzem, a do tego Ryż jaśminowy, Bób ze szczypiorkiem i Duszone cukinie.

Jeśli jednak Starszyźnie bliższy jest konserwatyzm, do niego także odnosimy się ze zrozumieniem: klasyczna francuska Potrawka z cielęciny, ryż lub Kremowe piure oraz Groszek po francusku zadowolą nawet najlepiej pamiętających dobre, przedwojenne czasy.

Rodzina wegetariańska natomiast powinna uznać naszą komunijną troskę, gdy podamy jej Świetne nadziewane papryki, Kuskus ziołowy oraz Bób w śmietanie z migdałami i Mus z zielonej fasolki.

Uff.
Rodzina zatem nakarmiona solidnie i elegancko, ale to jeszcze nie koniec – czas teraz na wety. Ostatnio jadłam znakomity crème Celeste, który idealnie nadaje się na komunijny deser: do rondelka wlewamy szklankę śmietanki kremowej, dosypujemy pół szklanki cukru i podgrzewamy na małym gazie, co jakiś czas mieszając, aż cukier się rozpuści. Półtorej łyżeczki żelatyny moczymy w trzech łyżkach zimnej wody, a gdy napęcznieje, rozpuszczamy w gorącej śmietance z cukrem. Zdejmujemy z ognia i dolewamy 2 łyżki koniaku oraz szklankę kwaśnej (gęstej) śmietany. Starannie mieszamy, ewentualnie przelewamy całość przez sitko. Formę – może to być kamionka, szklana miska, forma do babki z kominkiem itp. – smarujemy lekko olejem i wlewamy ostudzony krem. Wstawiamy do lodówki na co najmniej całą noc. Przed podaniem wytrząsamy na oziębiony talerz i ozdabiamy owocami. Jadłam ten krem w towarzystwie truskawek w plasterkach, lekko osłodzonych, żeby puściły sok. Doskonale nadają się maliny, białe i czerwone porzeczki (miły kontrast słodko-kwaśny), zaś w idealnym świecie byłyby to poziomki – dużo poziomek. Innym dodatkiem mogą być sosy owocowe – aby pozostać w zaklętym kręgu biało-różowo-zielonym może to być sos z kiwi (6 kiwi obieramy, miksujemy z sokiem z jednej pomarańczy i kilkoma łyżkami cukru do smaku, ewentualnie przecieramy przez sitko) i sos truskawkowy (30 dkg truskawek miksujemy z sokiem z połowy cytryny i cukrem do smaku i koniecznie przecieramy przez sitko, bo te pesteczki są bardzo denerwujące i włażą w zęby).

Teraz tort z białą masą (niektórzy bez tortu czują się deserowo oszukani). No cóż, właściwie nie powinnam się wypowiadać o komunijnych tortach, jako że jedna moja rekomendacja w tej materii zakończyła się straszliwą klęską w rodzinie mojej przyjaciółki Dżemili. Pozwolę sobie tu zacytować jej własny tekst: „Nie zapomnij o torcie bezowym z owocami i bitą śmietaną, jaki mi poleciłaś swego czasu na komunię średniaczka. Była to najsmaczniejsza i najbardziej efektowna katastrofa kulinarna, jaka mi się przydarzyła: twarde płaty bezów wyciskające krem z bitej śmietany we wszystkie kierunki; cały piękny tort przy próbie pokrojenia zamieniony w furę połamanych bezów i biały krem z rozgniecionymi tu i ówdzie poziomkami i truskawkami. Ale komunijni goście wyjedli nawet paterę do czysta - tak smacznie się to zniszczyło”. Dobrze przynajmniej, że dodała tę ostatnią frazę, ale z tekstu wyraźnie wynika, że w rodzinie Dżemili reputacją nie cieszę się najlepszą ;-) A tort był ponoć piękny, o wyglądzie weselnym, no i właśnie biało-różowo-zielony (przybrany chyba miętą i melisą). Zresztą jest naprawdę smaczny i – po pewnych modyfikacjach – da się jednak bezpiecznie podać na stół. Przede wszystkim należy upiec drobne beziki, a nie męczyć się z bezowymi krążkami (to był pierwszy błąd). Małe beziki i tak się połączą za pomocą bitej śmietany, a kroić będzie znacznie wygodniej. Teraz krem: tort ów, przeznaczony na wielkie okazje, przekładany był dwa razy – pierwszą warstwę stanowiła bita śmietana lekko utrwalona Dr Oetkerem (usztywniacz do bitej śmietany) i wymieszana z piure z malin (bez pestek). Druga warstwa – jak wyżej, ale piure było z truskawek (też bez pestek), zaś cały tort obsmarowany był z wierzchu i dookoła bitą śmietaną au naturel. Myślałyśmy wówczas z drogą Dżemilą, że trzeba takie dzieło sprokurować w ostatniej chwili (błąd drugi). Dalsze badania wykazały jednak, że tort wcale nie rozmięka, wręcz przeciwnie – należy dać mu trochę czasu, żeby się ustał, dobrze skleił i stał się tym samym podatny na krojenie. Najlepszym zaś patentem jest wstawienie go do zamrażalnika, oczywiście bez dekoracji. Zrobiłam tak dwa razy – raz krążki bezowe przełożone były kremem żółtkowo-śmietanowym z marakują, zaś za drugim razem drobne beziki skleiłam bitą śmietaną wymieszaną z piure z różnych czerwonych owoców. Tort zamroziłam zupełnie, po czym przed podaniem zostawiłam go w lodówce na 40 minut, żeby odtajał i dał się pokroić (szerokim nożem maczanym w gorącej wodzie). I to działa, naprawdę, a cieszą się i dorośli i dzieci.

Na koniec zaś zwykły biały krem do przełożenia czegokolwiek – ćwierć kilo białego śmietankowego serka (przepis jest anglosaski, więc użyto Filadelfii, ale że Polacy nie gęsi, to na pewno i swój odpowiedni kremowy serek mają) i 1/3 szklanki cukru pudru ubijamy mikserem na puszystą masę. 10 dkg białej czekolady ostrożnie rozpuszczamy nad garnkiem z gorącą (nie wrzącą!) wodą, dodajemy do serka z cukrem i dalej ubijamy na puszystą masę. Wystarczy na szczodre przełożenie tortu raz jeden. Jeśli potrzebujemy więcej warstw, odpowiednio zwiększamy ilość wszystkiego.

Pierwsze podejście do Pierwszej Komunii mamy już za sobą. Wszystko się udało, Kubuś zachowywał się bardzo godnie i nie było żadnej katastrofy, choć wyznać muszę, że w ferworze zajęć nie posoliłam kartofli (co Mamusia wypomina mi do dzisiaj – że skrobała i skrobała, a ja nie posoliłam). Ale nie zapomniałam o solniczkach na stole, więc błąd dał się sprawnie naprawić. Za rok – podejście numer 2…

Pozdrowienia w bieli, różu i zieleni –
Natalka




Podziel się linkiem: