W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies. Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies.
X

Piece of cake

Jesteś w: Przepisy kulinarne / Gazetka / Wiosennie - o zmiennej pogodzie, Pierwszej Komunii i bufecie (część druga)

Menu


Wasze komentarze

Ciekawostki i specjały kulinarne wprost do Twojej skrzynki. Podaj adres e-mail:


Partner

Dodaj Gazetkę do Google


Wieczorna gazetka kuchenna


Wiosennie - o zmiennej pogodzie, Pierwszej Komunii i bufecie (część druga)

Czas na konkrety: komunijne przystawki, zupy i sałatki (dania główne i desery zostawimy sobie na przyszły tydzień), wraz z sugestią, co podać z czym, żeby uniknąć syndromu „mydło i powidło”.

Pogoda zmienną jest, a o wiosennej pogodzie w Belgii można powiedzieć, że zmienna jest niezmiennie. A to wspaniałe słońce (wszyscy w T-shirtach i sandałach), a to lodowaty deszczyk, a to wicher gnący drzewa do ziemi z iście jesienną determinacją, a to znów lipcowa burza uwieńczona tęczą. W dzień Pierwszej Komunii naszego pierworodnego było zimno – jakieś 10 stopni, nie więcej. Mama Kubusiowej koleżanki z klasy powiedziała: „Cieszmy się, że NA RAZIE nie pada”. A tu wszystkie dziewczynki z gołymi łydkami, w sandałkach na bosych stopach, w sukienkach bez rękawów... Paru chłopców w szortach… Na szczęście Belgowie do swojej pogody przywykli, a Kubuś miał gruby sweter, specjalnie przewidziany na taką okoliczność. O dziwo (bardzo piękne i symboliczne dziwo) już w trakcie ceremonii zaświeciło słońce, wdzierając się przez żółte witraże do wnętrza sterrebeeckiego kościółka i cała reszta dnia była naprawdę piękna i ciepła. Pogoda zmienną jest, na szczęście.
Nie jesteśmy jednak na Wyspach Brytyjskich i dosyć już tych atmosferycznych rozważań. Czas na konkrety: komunijne przystawki, zupy i sałatki (dania główne i desery zostawimy sobie na przyszły tydzień), wraz z sugestią, co podać z czym, żeby uniknąć syndromu „mydło i powidło”.
Zaczynamy od zakąsek – osobiście najbardziej interesującej dla mnie części przyjęcia. Na komunijnym stole widzę (oczyma duszy) szparagi białe i zielone z trzema sosami w odpowiednich barwach (Sos jogurtowy, Sos koktajlowy i Salsa verde czyli zielony sos), Roladki z szynki z kozim twarożkiem oraz ładnie ułożoną na dużym białym talerzu zieloną sałatkę (Zielona sałatka) - to byłby zestaw euro-amerykański. Albo z innej beczki: Pieczone buraczki z fetą, Zakąska z papryki w tureckim stylu, Tzatziki oraz kostki arbuza i zielonego melona – zestaw z kuchni zwanej przez mnie “cypryjską”, czyli grecko-tureckiej. Albo przystawki dla wielbicieli sałatek: Sałatka z bobu z szynką i kozim serem, Sałatka wiosenna z pieczarek, Potrójnie różowa sałatka oraz plastry awokado z dodatkiem siekanej czerwonej cebulki i krewetek. Jeszcze coś dla amatorów ryb: Mus z wędzonego łososia i krewetek (ale nie w małych miseczkach, tylko jednej szklanej misce), Carpaccio z dorsza z boczkiem (ale zamiast boczku posypujemy rybę rzodkiewkami i listkami świeżej kolendry), Tatar z łososia podany z musem z zielonej fasolki (Mus z zielonej fasolki)…

Ambitnym i żądnym kulinarnych przygód Czytelnikom z serca polecam eleganckie tymbaliki z ryb z sosem wasabi. Przepis jest długi, ale nieskomplikowany, za to efekt murowany: 250 g filetów z dorsza lub halibuta myjemy, osuszamy i kroimy w kawałki. Wkładamy do malaksera i miksujemy na gładkie piure. 2 surowe białka dzielimy na 3 części i 1/3 dodajemy do dorsza (lub halibuta). Znów starannie mieszamy. Przekładamy do miski, zaś do malaksera wkładamy 500 g (pół kilo) filetów z łososia (też umytych, osuszonych i pokrojonych w kawałki). Miksujemy, dodając resztę białka (czyli 2/3), na gładką masę. Obie masy rybne wstawiamy na parę minut do lodówki. Do ochłodzonej masy z białej ryby dodajemy 100 ml zimnej kremowej śmietanki, mieszając starannie, zaś do różowej masy dodajemy 200 ml śmietanki. Obie masy doprawiamy solą i białym mielonym pieprzem. Foremki do tymbalików (czyli dość wysokie, zwężające się ku górze) lub – z braku laku – inne foremki żaroodporne smarujemy masłem – masy starczy na 6 porcji. W każdej foremce ugniatamy najpierw połowę masy z łososia. Potem nakładamy całą masę dorszową (lub halibutową). Na wierzch kładziemy resztę masy z łososia. Wstawiamy do lodówki na co najmniej 3 godziny. W tak zwanym międzyczasie robimy sos: ukręcamy razem 6 łyżeczek wasabi z tubki, 6 łyżeczek wina 255, 4 łyżki octu ryżowego i 200 ml oleju słonecznikowego – najlepiej zrobić to w blenderze, żeby sos miał gładką, jednolitą konsystencję. Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. 15 minut przed pieczeniem tymbalików wyjmujemy je z lodówki i ustawiamy w dość głębokiej żaroodpornej formie. Tuż przed pieczeniem wlewamy do formy wrzącą wodę (tyle tylko, by miała głębokość kilku milimetrów). Wszystko razem – tymbaliki wraz z formą szczelnie przykrywamy arkuszem folii aluminiowej i zaciskamy brzegi. Wstawiamy do piekarnika na 15 minut – masa rybna powinna być sprężysta w dotyku. Upieczone tymbaliki zostawiamy w spokoju na 15 minut, po czym odwracamy na talerz (wyjdą z foremek bez problemu). Przekładamy na talerze (te do podania), a wokół lejemy sos wasabi. Wierzch tymbalików dekorujemy usmażonym szpinakiem (kilkanaście liści umytego i osuszonego szpinaku kroimy w cienkie paski i smażymy 15 sekund w rozgrzanym oleju, po czym osączamy) lub pokręconymi listkami endywii. Uff…

Jeśli pogoda dopisze, na stół bufetowy stawiamy zimne zupy: według powyższego kolorystycznego schematu może to być Chłodnik ogórkowy z jogurtem (kolor biały), Mój domowy chłodnik bez jajka i ogórka (kolor różowy), Zimna zupa z awokado (kolor zielony). W klimacie o zabarwieniu belgijskim podajemy raczej zupy gorące: Zupa-krem z selera z szynką parmeńską (kolor biały), barszczyk zabielany (kolor różowy) i Krem z zielonego groszku (kolor zielony). Zupki wlewamy do małych kieliszków lub szklaneczek i ustawiamy na tacy rzędami według barw. Można dołączyć małe łyżeczki, ale lepiej byłoby, gdyby miały konsystencję pitną – raz jeszcze powtarzam: im mniej sztućców, tym mniej stresów, przynajmniej tych o charakterze kulinarnym.

Czytelnicy domagają się ostatnio konkretów, więc jeszcze szybciutko różowy przepis na sałatkę z rzodkiewek i czerwonej cebulki z sezamem dla wielbicieli Orientu: 2 pęczki rzodkiewek pokrojonych w cienkie plasterki mieszamy z 4 czerwonymi cebulkami, też pokrojonymi w cieniutkie pierścionki. Ukręcamy sos winegret: 3 łyżki oliwy mieszamy z łyżką oleju sezamowego i 2 łyżkami octu ryżowego (ostatecznie może to być łyżka octu winnego i łyżka soku z cytryny), doprawiamy solą i łyżeczką cukru. Mieszamy z warzywami i odstawiamy na godzinę. Przed podaniem posypujemy siekaną natką albo liśćmi kolendry i 2 łyżkami podpieczonego na złoto sezamu. Sałatka taka – różowa i zielona - ożywia białą pierś indyka (pieczoną, serwowaną na zimno). Najlepiej taką pierś pokroić w cienkie plastry, położyć na zielonej sałacie, a na wierzchu rozłożyć różową sałatkę. Indyk jest zazwyczaj na tyle miękki, że da się kroić widelcem, co dla mnie naprawdę jest podstawowym warunkiem udanego przyjęcia bufetowego.

Jeszcze jedna rzecz, odpowiednia kolorystycznie a wytrawna, wpadła mi w ręce (w postaci fiszki z francuskiego pisma Saveurs): cappucino z zielonych szparagów przekładane kolendrowym kremem. Nazwa, jak z wielogwiazdkowej restauracji, a tymczasem jest to po prostu piure z ugotowanych zielonych szparagów (po ugotowaniu trzeba je włożyć do lodowatej wody, żeby zachowały przyzwoicie zielony kolor, po czym starannie osączyć i zmiksować), układane w salaterce warstwami na przemian z białym kremem z serka mascarpone, bitej niesłodzonej śmietany i siekanej drobno kolendry. Oczywiście wszystko przyprawione jest solą i pieprzem, a do szparagów nie od rzeczy byłoby dodać parę kropli soku cytrynowego. Na bazie tego konceptu można zrobić i inne masy w biało-zielonej tonacji: piure ze świeżego groszku i powyższy biały krem z koperkiem; guacamole (bez pomidorów, za to z młodą cebulką) i biała śmietanowa warstwa doprawiona skórką i sokiem z limetek; piure z fasolki szparagowej przełożone kremem z koziego twarożku z mieszanymi świeżymi ziołami i odrobiną czosnku. I tak dalej.

Jako wielbicielka zakąsek mogłabym już na takim menu poprzestać, ale rodzina może chcieć coś konkretniejszego, zanim rzuci się na biało-różowe, ozdobione miętą i plasterkami kiwi desery.
O których to za tydzień, a na razie miłego, patriotycznego weekendu –
Natalka




Podziel się linkiem: