W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies. Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies.
X

Piece of cake

Jesteś w: Przepisy kulinarne / Gazetka / Kochani Przedwakacyjni!

Menu


Wasze komentarze

Ciekawostki i specjały kulinarne wprost do Twojej skrzynki. Podaj adres e-mail:


Partner

Dodaj Gazetkę do Google


Wieczorna gazetka kuchenna


Kochani Przedwakacyjni!

Ostatni dziś raz męczę Was moimi zeszłorocznymi artykułami z Newsweeka i solennie obiecuję, iż w przyszłym tygodniu dostaniecie Gazetkę świeżutką, starannie obmyślaną (obmyślam ją już od tygodni, tylko jakoś słowa na papier wirtualny nie chcą się przelać, złośliwe…) i wysmakowaną. Na pewno będzie o wakacjach. O ciepłym lecie, okraszonym burzą. Może wspomnę o bobie i małosolnych ogórkach? A może o cieście drożdżowym z kruszonką i niedzielnym kakao w pensjonatowej jadalni… O lesie, wąwozach, jeziorach, rzeczułkach i kwitnącym jaśminie. O oranżadzie na kapsel i napojach w torebkach. Może. Domyślacie się zatem, co mi się marzy, czyż nie? Polskie Wakacje! A tymczasem, gdyby ktoś jednak udał się na Karaiby…

Jak jeść mango?

Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w książkach kucharskich, w poradnikach dobrego wychowania, w pismach o stylu życia, no i oczywiście na YouTube. Wszystkie te porady można jednak spokojnie odłożyć na półkę - niewątpliwie najwłaściwszym sposobem jedzenia dojrzałego mango jest chciwe wgryzanie się w miąższ, wyjadanie (co mówię?! wyżeranie!) soczystego wnętrza ze skórki, niepohamowane wysysanie resztek przylegających do pestki… Sok cieknie po brodzie, kapie na ubranie, wszystko się lepi. Higieniści woleliby zatem mieć na podorędziu jakąś wodę. Esteci – wodę niebieską, ciepłą i obramowaną żółtym piaseczkiem. Ekolog-purysta upierałby się, że nad głową powinny zwisać wiecznozielone lśniące liście drzewa mangowego, z którego nasz owoc właśnie został zerwany (ślad węglowy – zero). Idealista natomiast… Idealista to by chciał, żeby morze było Karaibskie, piaseczek leżał (na przykład) na jednej z trzystu sześćdziesięciu pięciu plaż Antiguy i żeby takie mango można było jeść codziennie.

Idealista nie zawiedzie się w swoich oczekiwaniach – na Karaibach w istocie może jeść te owoce dzień w dzień, nie doznając przy tym znudzenia! Wymarzona przez niego Antigua jest wszak miejscem, w którym co roku odbywa się Wielki Festiwal Mango, ze smakowitym konkursem na najciekawsze danie i napój z tegoż owocu. Ale i inne kraje regionu w „konkurencji mangowej” nie pozostają w tyle – na przykład na Antylach Holenderskich miesza się kawałki mango z dojrzałymi pomidorami i cebulką, zaś duże kawałki ryb dusi się w słodko-ostrym owocowym sosie z imbirem. W Trynidadzie natomiast, gdzie żywe są kuchenne tradycje Indii (tych właściwych, nie Zachodnich, jak niegdyś nazywano Karaiby…), z niedojrzałych mango robi się pikantny chutney; kawałki zielonych owoców gotuje się z masą przypraw na gęste curry (pyszne z miejscowymi plackami roti!) lub miesza ze świeżymi papryczkami chilli i sokiem z limetki, po czym podaje jako dodatek do głównych dań. Na Jamajce z kolei dojrzałe mango znajdziemy w każdej niemal sałatce, czy to słodkiej, czy wytrawnej, zaś wielbiciele deserów docenią z pewnością tamtejsze lody i sorbety - z mango, rzecz jasna.

Nie samym jednak mango żyje człowiek, na Karaibach w każdym razie… Jeśli mango Wam niemiłe (zdarza się, choć rzadko), to może Waszym ulubionym owocem jest ananas, ten bezsprzeczny symbol tropików? Słodko-kwaśny, charakterystyczny smak ananasa sprawdza się zarówno w daniach słodkich, jak słonych – na przykład w Trynidadzie można go znaleźć w wielu odmianach lokalnych curry, w Dominikanie i Portoryko towarzyszy rozmaitym mlecznym deserom, zaś na Jamajce z ananasa robi się nawet ocet! Na Kubie znajdziemy zwykły ryż smażony z ananasem (skądinąd prosty i znakomity dodatek do każdego mięsa z grilla, co warto wykorzystać w domowych warunkach), ale także bardziej skomplikowane danie z kurczaka duszonego z pomidorami, kawałkami ananasa i rumem (!). Nierzadko kawałki dopiero co zerwanego owocu piecze się po prostu razem z wieprzowymi kotletami na zaimprowizowanych rusztach. Każda karaibska wyspa ma w swej kulinarnej ofercie deser w postaci sałatki owocowej – śmiało można założyć, że znajdziemy w niej soczyste kostki ananasa… Antigua słynie ze szczególnej odmiany ananasa, zwanego czarnym – nazwa wzięła się stąd, że owoc ten nawet w stanie dojrzałym zachowuje ciemnozielony kolor skórki. „Czarny ananas” jest wyjątkowo słodki i soczysty, doskonały do jedzenia na surowo. Sok kapie po rękach, po brodzie i dalej – ale czyż nie wspominałam już o trzystu sześćdziesięciu pięciu plażach na tej wyspie? Są jeszcze napoje – na przykład batido de ananás, czyli słodki mleczny koktajl owocowy z Kuby, świetny na śniadanie. Na Holenderskich Antylach sok z ananasa miesza się ze skondensowanym mlekiem w rodzaj bezalkoholowego ponczu, a jak Karaiby długie i szerokie, wszędzie można napić się zwykłego, zimnego ananasowego soku. Trzeba tu dodać, że taki sok nadzwyczaj udanie komponuje się z rumem, narodowym trunkiem każdej z karaibskich wysp, co owocuje (dosłownie!) niezliczoną ilością rozmaitych drinków, koktajli, ponczów i innych podobnych płynnych pokus – oj, niełatwo się oprzeć pachnącej mieszance rumu, soku z ananasa, mango (znów!) i lemoniady!

Ananas i rum prowadzą prosto do orzecha kokosowego (oczywiste skojarzenie, jeśli kiedykolwiek raczyliśmy się karaibskim drinkiem-deserem o nazwie piña colada…). Kokos. Drzewo o tysiącu zastosowań. Najbardziej wszechstronny karaibski produkt. Mleko, mleczko, śmietanka, drobne wiórki, grube wiórki, świeża kopra, mączka, olej, rdzeń samej palmy, wreszcie całe kokosy, zarówno młode, jak i już dojrzałe – wszystkie te formy „drzewa życia” obecne są w kuchniach karaibskich. Kraby duszone w mleku kokosowym (Dominikana), gizzada – tarta z przesłodkim kokosowym nadzieniem prosto z Jamajki, duszone danie callaloo (szpinak wodny, owoce morza, okra i mleko kososowe) z Trynidadu wraz z Tobago, flany i budynie z Portoryko, czerwona fasola z mlekiem kokosowym i kukurydzą z nieszczęsnego Haiti... Najbardziej jednak popularnym (szczególnie wśród turystów), najczystszym w formie kokosowym doświadczeniem jest ice-cold jelly – zielony, fachowo przycięty i schłodzony kokos, pełen młodziutkiego mleka. Tym razem postarajmy się uniknąć cieknięcia soku z brody na ubranie, gdyż mleko kokosowe pozostawia trudne do wywabienia plamy! Chyba, że rzeczywiście siedzimy na karaibskiej plaży, odziani w adekwatne do sytuacji stroje kąpielowe…

Trzy owoce – ileż radości! A przecież jeszcze są banany, traktowane na Karaibach nie tylko jako owoc, ale i warzywo podobne ziemniakom; i są moje ukochane marakuje, ponuro zwane po polsku „męczennicą jadalną”, owoce o smaku i zapachu nie do zapomnienia; awokado, tak bogate w składniki odżywcze, że można by żywić się jedynie nimi (no, może z odrobiną soku z limetki, dla zaostrzenia smaku); i jeszcze truskawki, zadziwiająco swojskie w tym egzotycznym otoczeniu, a tak bujnie owocujące w podrównikowym klimacie; niebezpieczne ackee z Jamajki (zbyt wcześnie zerwane powodują naprawdę groźne choroby trawienne), nieodzowne w daniu z solonej ryby; karmelowo-słodkie sapodille; guawy – najpyszniejsze w postaci galaretki; gwiaździsta w przekroju karambola; brzydkie i słodkie ugli; mamoncillo, mamea, „jabłko budyniowe”… I pomyślmy - skoro sama Antigua ma plaż trzysta sześćdziesiąt pięć, a wysp na Karaibach jest ponad siedem tysięcy, to zaczyna się kręcić w głowie. Nawet bez rumu!

Gorących dni codziennie na innej plaży, ananasa z kokosem, mango z markują oraz bezpiecznej ilości rumu

życzy

tęskniąca za słońcem (czytaj: chłodnikiem), zmoknięta i przewiana belgijskim wiatrem, wyczekująca miski z bobem oraz groszku w strączkach

Natalka




Podziel się linkiem: