I tak cichutko, niepostrzeżenie, leniwie, jakby po omacku, nie rozpoznając drogi, metodą „kroczek w przód, dwa kroki w tył”, gdzieniegdzie szczególnie niechętnie, a nawet wręcz opornie, zaś w niektórych rejonach świata niezbyt zdecydowanie i absolutnie nie na pewno – ale jednak nadeszło. Lato nadeszło, znaczy.
Z tym, że nie dotyczy to Belgii. W tym roku na każdą bezmyślnie wypowiedzianą uwagę na temat nadciągania bądź też nadejścia lata, słyszy się odpowiedź: „Lato?! Lato już było, nie pamiętasz, trzy tygodnie temu przez dwa, powtarzam: całe dwa, wieczory siedzieliśmy na tarasie i dopiero koło ósmej musiałam założyć ciepły sweter!” – nieodmiennie wypowiadane z ironią, w wielce znacznym stopniu podszytą rozgoryczeniem.
Ja jednak, ja co roku, obieram słoneczny kierunek „Polska”! Wakacje od kilku już lat oznaczają dla mnie odesłanie Dzieci na mniej lub bardziej zasłużone obozy i inne wyjazdy, potem zaś – nie sama, bo z Mężem i Psem – udaję się na wieś, żeby w dziczy lasu i ogrodu (w ogrodzie dzicz większa, gdyż w przeciwieństwie do lasu, nie ma tu żadnego planu zagospodarowania…) poleżeć dni kilka na leżaku (słońce proszę!), w cieniu orzecha włoskiego albo nawet i czereśni. Mąż trawę czasem skosi, pięknie wtedy wszystko pachnie; czasem wstanę z leżaka i udam się po garść porzeczek prosto z krzaka (bo te czereśnie nigdy jakoś nie chcą na nas poczekać i znikają, jak sen jaki złoty, jeszcze przed początkiem lipca) albo kwiatków kilka zerwę na łące i wstawię w kubek… Książkę poczytam. Psa pogłaszczę. Pomyślę. Pośpię.
A jak mi się siedzenie na leżaku znudzi, to mogę pójść do lasu, zawsze licząc na jakieś jagódki, malinki, a może nawet i kurki, kto wie. Albo mogę zebrać się i pojechać na któryś z okolicznych targów i nabyć sobie coś miłego, na przykład kilo bobu. Albo nawet mogę udać się nieco dalej, niż na targ wiejski, i zrobić sobie mini wycieczkę, na przykład ruinkę jakąś obejrzeć, albo i zalew jakiś (nasza wakacyjna okolica obfituje zarówno w ruinki, jak przedsięwzięcia wodne), obiad zjeść w karczmie tej czy innej, przejść się po parku linowym (to wtedy, kiedy już naprawdę zmęczę się siedzeniem w leżaku) albo zwykłym, na przykład w Chlewiskach (mam nadzieję, że po grudniowym pożarze nie ma już bolesnych śladów…):
A jak już jedzenie w knajpach mi się znudzi, to mogę sobie rozpalić grill mój ukochany i coś na nim upiec: polską, starannie naciętą, kiełbaskę dla Męża; pstrągi z cytryną i ziołami, zawijane w folię aluminiową; pizzę - koniecznie z anchois, to moja ulubiona, może dołożę jeszcze kilka kaparów i oliwek; kawał antrykotu, by go później pokroić w krwiste plastry i ułożyć, włoską modą, na rukoli, posypać rumianymi orzeszkami piniowymi i skropić oliwą i octem balsamico; całego kurczaka, natartego papryką, czosnkiem i tymiankiem, w efekcie pieczenia rumianego i z chrupiącą skórką; albo wreszcie żeberka – uprzednio zamarynowane i podgotowane w prodiżu tak, by na grillu spędziły zaledwie pół godzinki, dochodząc do stanu doskonałości.
I właśnie z okazji nadciągających wakacji, chciałabym się z Wami podzielić przepisem, a właściwie SPOSOBEM, na te żeberka. Świetnie bowiem nadają się do wykańczania rozmaitych kłopotliwych resztek…
Nabywamy mianowicie dowolną ilość wieprzowych żeberek, pociętych przez rzeźnika w długie pasy, takie po kilkanaście kostek. Myjemy, osuszamy i wkładamy do odpowiednio dużego żaroodpornego naczynia – żeberka bowiem musimy najpierw podpiec do miękkości, na wakacjach robię to w prodiżu, ale najpierw marynuję mięso przez noc w czymś niemetalowym.
Robimy marynatę typu, i to jest właśnie ten SPOSÓB, „przegląd zasobów” – na kilogram mięsa potrzeba nam będzie mniej więcej ¾ litra słodko-kwaśnej zalewy o gęstości keczupu. Do jej zrobienia możemy użyć następujących składników:
resztek dowolnego dżemu (dżemów) lub galaretki (galaretek);
pozostałości keczupów, sosów BBQ, azjatyckich przypraw typu: sos sojowy (na przykład te małe buteleczki sosu sojowego, pętające się po szufladzie jako wspomnienie zestawu sushi, nabytego na wynos i spożytego przy kuchennym stole), sos ostrygowy, ketjap manis, sos teriyaki, sos imbirowo-czosnkowo-paprykowo-bo ja wiem jaki;
resztek ostrej węgierskiej pasty paprykowej, którą chyba każdy ma w lodówce, jak również nędzne pozostałości dowolnej musztardy;
ledwo napoczętego octu owocowego, z którym jakoś nie umieliśmy nawiązać współpracy;
przyschniętych do dna słoika resztek miodu
oraz takich i innych cieni naszej działalności kulinarnej z ostatniego czasu.
Dżem, galaretkę lub miód wkładamy do rondelka, dolewamy trochę wody (a jeszcze lepiej herbaty, a jeszcze jeszcze lepiej - herbaty Lapsang Souchong), stawiamy na ogniu i podgrzewamy, mieszając. Kiedy dżem (lub co tam w rondlu mamy) się rozpuści, zdejmujemy z ognia i ewentualnie przecieramy przez sitko – dotyczy to zwłaszcza dżemów o dużej zawartości pestek, ostatnio miałam taki jeżynowy, który jakoś wszystkich kłuł w zęby; po podgrzaniu, przetarciu i „użeberkowaniu” zabłysł nowym, jasnym światłem.
Teraz dodajemy do marynaty inne składniki, tak sterując ich ilością, żeby powstała marynata o odpowiadającej naszemu gustowi kombinacji słodkiego (dżem, keczup), kwaśnego (ocet, zalewa z pikli), słonego (sos sojowy, ostrygowy, teriyaki) i ostrego (musztarda, pasta paprykowa, lub cokolwiek, czym lubimy podostrzać sobie życie). Jeśli ktoś może, niech doda coś, co ma lekko dymny posmak – wspomniany napar z herbaty Lapsang Souchong, wędzoną paprykę hiszpańską lub meksykańską, dym w płynie (amerykański, rzecz jasna, „liquid smoke”)…
Żeberka zalewamy naszą pieczołowicie przygotowaną marynatą – powinno jej być więcej, niż by się to wydawało konieczne – przykrywamy (chociażby folią aluminiową) i wstawiamy na noc do lodówki. Następnego dnia nagrzewamy piekarnik do 120-150 stopni i wstawiamy doń nasze ukochane żeberka. Pieczemy, aż będą miękkie, czyli od 2 do 3 godzin. Ci, którym, tak jak mnie, brakuje w wakacje piekarnika, niech uduszą mięso w prodiżu – wówczas dobrze by było dolać trochę wody.
Miękkie żeberka możemy przechowywać (nadal w marynacie) przez ładnych kilka dni w lodówce. W miarę potrzeby wyciągamy z naczynia odpowiedni kawałek mięsa i kładziemy na rozgrzanym grillu – węgle najlepiej przełożyć na jedną stronę grilla, mięso położyć na kratce nad tą pustą częścią, całość przykryć i zostawić w spokoju na kwadrans. Potem przełożyć żeberka na drugą stronę, pochlapać nieco marynatą i dopiec przez kolejny kwadrans.
I takie żeberka są naprawdę bardzo dobre! Czego i Wam i sobie z całego serca życzę.
Jeszcze w ostatnim zdaniu nieśmiało przypomnę, że w najbliższy poniedziałek mam kolejne urodziny…
…a tymczasem pozdrawiam wszystkich dowolnym wakacyjnym okrzykiem – „Ahoj!”, „W góry, w góry, miły bracie!”, „Hejże hej, żyjmy więc, póki czas!
Natalka, Słońca Stęskniona
Wykrakałam, oj wykrakałam – zachciało mi się poodpoczywać, pobyczyć na leżaku, powłazić do wody, poszlajać po Rambli takiej czy innej, bezkarnie zapomnieć o parasolce, posmakować katalońskich tapas rano, w południe i wieczorem… Plany, jak zapewne pamiętacie, miałam bogate, a tymczasem zamiast czterech dni w rozbuchanej słońcem Hiszpanii, udało mi się zrealizować zaledwie dwa z kawałkiem! więcej...
Przeczytałam właśnie na blogu pana Davida Lebowitza, najlepszego w moim mniemaniu autora książek o deserach, że z powodu chłodnej pogody (pan DL mieszka w Paryżu) nie zauważył wcale, że oto nadciągnął był czerwiec, miesiąc bądź co bądź letni. Dopiero widok stosów moreli i czereśni na ulicznym paryskim targu uprzytomnił mu, że jeszcze chwila, a będziemy mieli w Europie pełnię lata. więcej...
Tydzień temu było o moich ulubionych żoliborskich knajpach, które w dużym stopniu przyczyniły się do porzucenia przez mnie myśli o czasowym weganizmie. Dzisiaj chciałam jeszcze raz pociągnąć ten temat, by go już skończyć i nie musieć się co chwila spowiadać publicznie z własnych słabości charakterologicznych, bo ileż można się samobiczować i to w dodatku tuż przed wakacjami… więcej...
Doskonale pamiętam, jak to obiecywałam (Wam i sobie) pracowitość, skrupulatność, punktualność, dowcip, lekkość pióra, zaskakujące chwyty retoryczne, erudycję i obowiązkowość. Ha – obiecywałam też pasjonującą opowieść o różnicach w wyżywieniu przyjezdnych narciarzy na stokach Alp francuskich versus austriackich. Obiecywałam dramatyczną relację z krakowskich przygód kulinarnych… więcej...
Drodzy moi Czytelnicy i Przyjaciele! Jakoś dawno się nie widzieliśmy – i choć widzenie to (lub niewidzenie) ma charakter stricte wirtualny (z przyczyn technicznych nie możemy się bowiem widzieć naprawdę), pozostaje w naturze swojej zupełnie realnym brakiem kontaktu. No dobrze, co tu będę kombinować i ściemniać, jeszcze się retorycznie zapętlę - po prostu nie pisałam przez parę tygodni i tyle, nie ma w tym żadnej głębszej filozofii. więcej...
Kochani! I tak oto, w zawiei i zamieci, w temperaturach rzadko wznoszących się powyżej zera, w ogólnym poczuciu wiosennej niemożności i pogodowej beznadziei, przychodzi nam święcić tegoroczną Wielkanoc… więcej...
Ostatnie dwie Gazetki były o przepisach przydatnych przy zwalczaniu przedwiosennego zniechęcenia – składniki ze spiżarni i lodówki (żadnych zakupów, bo jeszcze nas zawieje lub zamiecie!), minimum koniecznej uwagi przy gotowaniu (drugie oko spokojnie zawieszamy na ulubionym programie telewizyjnym), symboliczna ilość naczyń do zmywania (na wypadek, gdyby śniegiem zaprószyło dostawcę gorącej wody)… więcej...
Po ostatniej Gazetce otrzymałam zza Oceanu zirytowany nieco komentarz, że ten cały turecki borek, wraz z rysunkową instrukcją składania, zdaje się skomplikowany i niepraktyczny, i że kucharze-amatorzy raczej się za niego zabierać nie będą. więcej...
Winna jestem Drogim Czytelnikom kilka zaległych opowieści i przepisów – a to w sprawie przetwarzania nadmiaru dyni, to znów o daniach serwowanych na moim dorocznym lunchu w gronie Pań, to z kolei o nowych kulinarnych post-narciarskich wrażeniach z Haute-Savoie. Po dogłębnym namyśle na pierwszy plan wysuwają mi się Panie, a konkretnie dwa dania, które dotarły do mojej kuchni właśnie z Recipe Exchange Group, z dwu zupełnie różnych zakątków świata, czyli z Turcji i ze Stanów Zjednoczonych. więcej...
« | Grudzień 2024 | » | ||||
Pon | Wt | Śr | Czw | Pią | Sob | Nie |
1 | ||||||
2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |
9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 |